sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 5

~Czerwiec~
Szósty miesiąc. Zaokrąglony brzuszek i opięte ubrania. Noszę pod swoim sercem dziecko. Czuję jak się rusza. Czasem w nocy nie daje mi spać, ale to nie ważne. Cieszę się, że tam jest. Nie widziałam więcej Louisa. Może to lepiej? Nie liczyłam na spotkanie. Nie miałam znudzeń. W pracy poszłam na urlop macierzyński. Dzięki temu dostawałam wypłatę, ale mogłam też odpocząć. Poświęcałam czas nauce. Leżę na podłodze i słucham muzyki. Mój mózg nie przyjmę już dzisiaj żadnej wiedzy.
Chcę odpocząć. Patrzę w sufit, głaszcząc brzuch. - Co jemy na kolacje? Od razu mówię że dżem już wyszedł, a ja skarbie na prawdę nie mam ani siły ani ochoty na spacer do sklepu. - mówię do mojej córeczki. Często to robię. Inaczej chyba obie byśmy zwariowały. Trzeba się do kogoś odezwać. Poza tym dobrze jest już przyzwyczajać dziecko do głosu rodzica. Można tez mu śpiewać. Jakoś udaje mi się wstać. Idę do kuchni i szykuje omlety. Kręgosłup daje mi nieźle w kość. Do tego jak ona lubi się wiercić...Piłkarz, a nie tancerka. Na pewno nie po mnie. Ale tak przynajmniej cały czas mam pewność że tam jest. Robię kanapki i wyjmuję wczorajszą sałatkę. To chyba wystarczy. A potem płatki z mlekiem. Po mojej "uroczystej kolacji " biorę długą kąpiel.  Odprężam się pod strumieniami ciepłej wody. Moje całe ciało rozluźnia się i daje ulgę obolałym plecom.
~Sierpień~
Drugi miesiąc wakacji. Zero nauki. Pracy. Spacery i ostatnie przygotowania do porodu. Nawet chodzę do szkoły rodzenia. Warto coś wiedzieć. Sama muszę sobie radzić. Wiem, że dostanę wsparcie finansowe dla samotnych matek. Wracając ze spaceru pukam do sąsiada mieszkającego pode mną.
- Tak? - otwiera mi mężczyzna w średnim wieku.
- Nie przeszkadzam?
- O co chodzi?
- Chciałam porozmawiać z Pana żoną. Jest w domu? - pytam niepewnie.
- Nie ma jej. Mogę przekazać - odpowiada wzruszając ramionami.
- Och.. ymm bo ja właściwie do pana.. tylko myślę że w porządku byłoby najpierw jednak... z pana żoną..
- Proszę mówić.
- Mój termin jest... Już niedługo. Boje się, że poród może mnie zaskoczyć i.. - nagle robi mi się głupio.
- Mam robić za taksówkę? To nie do mnie - mówi chłodno. - Trzeba było myśleć zanim się poszło do łóżka. Poza tym ojca poproś dziewczyno. Codziennie na klatce wieczorami siedzi.
- Przepraszam.. - mówię cicho. Wracam do siebie. Louis tu przychodzi?
Jest mi przykro. Jestem traktowana z góry. Gdyby tam był...Przecież bym zauważyła. Robię sobie herbatę i siadam w kuchni. Późnym wieczorem głupia w wełnianym swetrze schodzę cicho po klatce. Znów robię sobie nadzieję, że go zobaczę. Że powrócimy do grudnia, gdzie stało się to wszystko. Niech będzie jak dawniej. Niech nie ucieka. Dopiero gdy jestem już prawie przy wejściu zdaje sobie sprawę z tego że przecież będę musiała z powrotem wejść na górę co mnie dołuje. Jest mi ciężko chodzić. Najlepiej to jak bym leżała. Cały czas. Ale no nie mogę. Też żałuję. Słyszę kaszel przy drzwiach wejściowych. Stawiam krok do przodu i schodzę niżej. Jaka ja jestem głupia. Przecież ten ktoś może mnie zaatakować. Zrobić krzywdę, ale nie. Ja idę i staje przy drzwiach by nie uciekł. Dopiero potem patrze na mężczyznę. Wiedziałam, że to on. Zmęczony opiera ręce o kaloryfer i głęboko oddycha. Żarówka na klatce mruga co chwila zapalając się i gasnąc. Louis odwraca głowę w moją stronę. Mam wrażenie, że nie widzi brzucha. Nie jest duży, a poza tym ukryty pod swetrem. Oczy ma smutne, a spojrzenie udręczone. Jest blady. Taki jak wtedy, gdy go poznałam.
- Louis?
Podchodzi do mnie.
- To uzależnienie. Uzależniłem się, ale z nałogiem trzeba walczyć - jego głos drży, a ciało trzęsie. Nie wiem czy jest mu zimno, czy ma gorączkę. - Przepraszam cię Amy - mówi i dotyka mojej twarzy zranionymi dłońmi. - Pozwól mi tylko...- palcami przejeżdża po konturze moich warg.
- Proszę chodź na górę - dlaczego chce mi się płakać?
- Nie, przepraszam. Chcę tylko - opiera czoło o moje.
- Louis proszę..- trzymam mocno jego bluzę.
- Wiesz, jesteś piękna - stuka zębami cały czas drżąc. - Najpiękniejsza.
- Tylko chwila. Proszę daj mi chwilę.
- Przedstawiam cię jako anioła, wiesz? Mam nawet piosenkę w głowie. Ale nie mogę jej zagrać...Nie ma artysty bez muzy. Ale ty nie możesz być moją muzą. Musisz iść dalej - przymyka oczy i widzę na jego policzkach łzy. - Ja tylko...Proszę, chcę cię pocałować.
- Ale możesz to robić codziennie do cholery - mówię słabo.
- Nie mogę. Nie będę cię nachodzić - jego ręce pocierają teraz moje ramiona. A to jemu jest zimno. Pochyla się i dotyka suchymi, popękanymi wargami moich.
Kładę dłoń na jego karku i oddaje pocałunek. Brakowało mi tych ust. Chociaż to była jedna jedyna noc.
- Chce tylko pogadać. Potem jeżeli.. będziesz chciał, pójdziesz.
- Nie. Wtedy nie wyjdę - odsuwa się i zaczyna kaszleć, zasłaniając usta ręką. - Przepraszam Amelio.
- Tylko chwila. Błagam Louis tylko chwila. - zaczyna płakać.
- Proszę cię. Nie chcę widzieć twoich łez. Nie chcę, żebyś wylewała je przeze mnie. Jeszcze ci się przydadzą, gdy uśmiechnięta będziesz płakać z radości.
- Dlaczego nie słyszysz tego co do ciebie mówię? Nie zostawiaj mnie.
- Nie mogę z tobą być. Zostać. Nie zasługuję na królewne. Żebrak i lajdak nigdy nie będzie mógł mieć anioła - łapie moją dłoń i wtula w nią policzek. Czuję szorstki zarost pod palcami.
Wolną dłonią zasłaniam usta. Nie daje rady powstrzymać szlochu. Przeraża mnie to że zaraz odejdzie.
Za chwilę znów go nie będzie. Zostaje zupełnie sama.
- Louis nie radzę sobie.
- Radzisz. Jesteś bardzo dzielna - całuje moje palce. Każdy po kolei i odsuwa się. - Nie powiem tego chcę. Nie mam odwagi. Poza tym to by bolało. Proszę, to wszystko co mam. Może ci w jakiś sposób pomoże - wysypuje na parapet kilka banknotów i monet.
- Nie chce ich. - szybko chowam je z powrotem do jego kieszeni  - jeśli dasz mi jeszcze raz pieniądze. Podrzucisz lub cokolwiek tu znienawidzę cie. Rozumiesz? Chodź i wypij ze mną herbatę. Jeden kubek.
- Nie. Już powiedziałem. Inaczej nie wyjdę. Możesz mi coś o...obiecać? - jąka się.
- Co takiego?
- Będziesz się częściej uśmiechać. Masz piękny uśmiech.
- jak pójdziesz to go zabierzesz.
- Obiecaj mi. - krzywi się z bólu.
- Zostań.. - czuje bóle.
Kręci głową. Ostatni raz mnie całuje. Później wychodzi.

9 komentarzy:

  1. Dopiero odkryłam ten rozdział ;o
    O w mordę ;o blogger zgiń przepadnij maro nieczysta tak w błąd wprowadzać...

    Życie jest okrutne ;/
    Ech i nic z tym nie możemy zrobić...
    Zakochana para w mieście zakochanych jest nękana przez los ;/
    Takie to prawdziwe...
    "Człowieczy los nie jest bajką ani snem
    Człowieczy los jest zwyczajnym szarym dniem
    Człowieczy los niesie trudy, żal i łzy
    Pomimo to można los zmienić w dobry lub zły...
    Uśmiechaj się do każdej chwili uśmiechaj
    Na dzień szczęśliwy nie czekaj bo kresu nadejdzie czas nim uśmiechniesz się chociaż raz..." A. German <3

    Ściskam
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju cudowne *-* chce mi sie ryczec :'( dlaczego on do niej nie wroci ? :( blagam Cie niech on do niej wroci i im sie ulozy ;((

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejne Twoje boskie FF na które natrafiłam, piszesz cudownie i jak zawsze chce wiecej, buźka

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, to takie piękne! Piszesz cudownie! Jej, chce mi się ryczeć! Proszę, niech wróci do niej! Za jakis czas, ale proszę! (zaraz się popłaczę ) :")
    Czekam na next :')

    OdpowiedzUsuń
  5. O mój boszeee.... rozdział po prostu cudowny :** z każdym kolejnym chce więcej <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku fantastyczne, zaraz dam linka znajomym, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Popłakałam się :( zajefajny rozdział

    OdpowiedzUsuń