sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 4

- Nie tak cię wychowaliśmy! - krzyczy ojciec do telefonu.
- Tato stało się. Przepraszam jeśli cię zawiodłam, ale nic już nie zrobię..
- Byłaś nie odpowiedzialna. Tak, Zawiodłaś nas. Teraz radź sobie. Weź ten ciężar - odpowiada i rozłącza się.
-Tato?- nie mogę w to uwierzyć.
Opadam na łóżko z telefonem w ręce. Zostałam sama. Zupełnie sama. Rodzice nie chcą mnie znać. Brat nie wiele może. Jest daleko. W Nowym Yorku. Jessica mnie pocieszy, ale co to da? Znowu zaczynam płakać. Ostatnio często to robię choć nie powinnam się denerwować. Nie mogę.
Jest mi ciężko. Samopoczucie sięga dna. Nie mogę brać żadnych tabletek na uspokojenie. Jestem bezradna. Coraz bardziej się boję. Zmęczona i chyba załamana zasypiam.
~Marzec~
Mój brzuch jest nie widoczny. To trzeci miesiąc, ale nawet nie muszę tego ukrywać. Nic nie widać. To dobrze. Nie gadają na uczelni. Tak, dalej na nią chodzę. Dałam radę. Mdłości przeszły. Studiuję i pracuję, a w każdej wolnej chwili śpię. Przyzwyczajam się do myśli, że zostanę mamą. Będę musiała wychować maleństwo. Postaram się zrobić to jak najlepiej umiem...W końcu ono nie jest niczemu winne. Wychodzę z kawiarni jako ostatnia. Zamykam dokładnie lokal i chowam klucze do torebki. Robi się coraz cieplej, ale jednak nie rezygnuję jeszcze z kurtki i szalika. Teraz nie mogę chorować. To źle wpłynie na dziecko. Idąc w stronę domu, mam wrażenie ze ktoś za mną idzie. Obejmuję się ramionami i nieznacznie przyspieszam. Wiem że to pewnie moja wyobraźnia płata mi figle.
Dlaczego ktoś miałby mnie śledzić? To na pewno złudzenie. Bezpiecznie dochodzę do klatki. W środku sprawdzam skrzynkę pocztową. Och, mam jeden list oprócz rachunków. Biorę wszystko i ruszam schodami na górę. Dojście tam jest teraz dla mnie prawdziwym wyzwaniem.
Szybko się męczę. A co będzie gdy mój brzuch będzie większy ? Ta kamienica nie ma windy co stanowi dla mnie duży kłopot. W kuchni przy stole sprawdzam pocztę którą wyciągnęłam. Światło. Gaz. Woda. Dobrze. To później. Biorę list zaadresowany do mnie.
"Amelio, nie chciałem cię skrzywdzić. Sam los krzywdzi mnie co chwila. Nie wiem dlaczego znów ci o sobie przypominam. Obiecuję, że to ostatni raz. Czasami widzę cie na spacerze. Chodzisz alejki taka zamyślona. Chyba nie jest ci łatwo. Jednak myślę, że stawiasz czoło wszystkim problemom. Jesteś silna i samowystarczalna. Wiedziałem to od momentu, kiedy spojrzałem w twoje zielone oczy. Byłaś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Chociaż to wszystko trwało jedynie tydzień. Najpiękniejszy tydzień. Chciałem...Nie wiem co chciałem. Przepraszam. Louis. "
Moje oczy otwierają się szerzej. Szukam jakiegoś adresu, numeru. Czegokolwiek. Na kartkę papieru zaczynają kapać łzy. Nie wiem co czuję. Mam mieszane uczucia. On był, tylko ja nie widziałam. Jestem za to na siebie wściekła. Dlaczego mnie nie Zatrzymał? Wiem dlaczego. Nie chciał żebym go zobaczyła. Dlaczego on myśli, że byłby problemem? Nie byłby. Dalibyśmy sobie radę. Siadam na łóżko i próbuję się uspokoić. Nie mogę płakać. Dziecko to wyczuwa. Chowam twarz w dłoniach i próbuję brać głębokie oddechy.
~Kwiecień~
Chodzę jak duch. Jak robot zakodowany na każdy dzień. Nic więcej. Praca, szkoła, dom. Właśnie wychodzę z uczelni. Jess coś do mnie mówi, lecz nie słucham. Nie to, że mnie nie obchodzi, po prostu nie jestem w stanie. Moje myśli krążą w okół dziecka. Czasem braknie mi pieniędzy. Rodzice już nie przysyłają. A ubrania muszę kupować. Jest cieplej, jednak śnieg jeszcze topnieje. Mam już trochę rzeczy jak butelki czy śpioszki. Gdy maluch się urodzi nie dam rady kupić wszystkiego na raz. Muszę przygotowywać się stopniowo. Wszystko po kolei. Nie wiem gdzie zmieści mi się łóżeczko. Może obok szafy. Wyrzucę biurko. Postanowiłam nie myślec " jak dam sobie radę". Ja muszę dać sobie radę. Wszystko robię powoli. Każdy wydatek dobrze przemyślam. Oszczędzam. Kupuję na okazję. Ale nie coś co może się zaraz zepsuć. 
- Słuchasz mnie? - Jess szturcha moje ramię.
- Przepraszam co mówiłaś? - patrze na nią.
Wzdycha i kręci głową.
- Co się z tobą ostatnio dzieje? Chodzisz z głową w chmurach. Zakochałaś się?
- Ktoś zdecydowanie zajmuje mi głowę.
Już nie odpowiada. Zerkam na zegarek. Mam dziś wizytę u lekarza.
- Musze iść - żegnam się z dziewczyną i odchodzę. 
Mam nadzieję, że zdążę na autobus. Wtedy będę szybciej. Och, mam szczęście. Pośpiesznie wsiadam do pojazdu czekającego na przystanku. Jest tłok. Robi mi się duszno. Zamykam oczy i staram się uspokoić. Boże jak tu gorąco. Uderza we mnie zapach papierosów, potu, perfum. Wszystko się miesza. I ta mieszanka jest obrzydliwa. Krzywię się.
- Niech pani usiądzie - słyszę obok siebie.
Chłopak w bluzie ustępuje mi miejsca. Brzucha wciąż nie widać. Może jest po prostu miły dla kobiet.
- Dziękuję.. - mój głos jest równie słaby co moje samopoczucie teraz.
- Dobrze się pani czuje?
Przeczę głową. Nie mogę unosić się dumą i udawać że jest w porządku jeżeli tak nie jest. Pomaga mi usiąść. Posłusznie zajmuję miejsce, a autobus gwałtownie hamuje.
- Idiota! Chuligan jeden! - krzyczy kobieta obok mnie patrząc przez okno.
Jakiś chłopak biegnie chodnikiem, prawie potykając się o własne nogi.
Dostrzegam bluzę Erica. O boże Louis. Zrywam się i Wciskam guzik otwierający drzwi. Wybiegam, ale muszę podeprzeć się o słup obok.
- Louis!
Jest mi słabo. Biorę głęboki oddech. Chłopak zatrzymuje się, ale nie odwraca. Po chwili znów zaczyna biec.
Untitled- Lou.. - opieram się o słup. Nie mam siły.
Nie mogę zemdleć. Zamykam oczy. Lekarz. Mam wizytę. Musze iść na wizytę. Siadam na pobliskiej ławce. Na pewno mnie usłyszał. To nie ma sensu. Ale wiem, że żyje. Jakoś funkcjonuje. Jest nie daleko. Wstaje i próbuje się skupić. Jak daleko mam jeszcze do gabinetu. Zaraz powinnam tam być. Idę powoli. Z czasem przyśpieszam. W poczekalni oddycham bardzo szybko. Przede mną jest jeszcze dwie kobiety,ale gdy doktor jest wolny pozwalają mi wejść widząc mój stan. Jest tylko jeden problem. Nie dam rady wstać.
- Co się dzieje? - pyta mężczyzna, podchodząc do mnie.
- Boli.. - odchylam głowę i trzymam się za brzuch.
- To przez nerwy. Dziecko to odczuwa - kuca przy mnie. - Niech pani spokojnie oddycha, panno Grey.
Staram się głęboko oddychać, ale słabo mi to wychodzi. Lekarz pomaga mi wstać. Prowadzi mnie do gabinetu.
- Niech pan coś zrobi..- mówię przez łzy.
- Usiądź Amelio. Oddychaj. Nie chcesz poronić.
- Co?! Nie, proszę..
Podaje mi kubek wody. Wypijam cały i zamykam oczy. Powoli zapada we mnie spokój. Lekarz rozpoczyna badanie.
- Chcesz znać płeć? - pyta, jeżdżąc urządzeniem po żelu na moim brzuchu.
- Tak - patrzę na monitor.
- To będzie dziewczynka. Śpi teraz. Spójrz - pokazuje ekran.
Uśmiecham się. To świetne uczucie. Będę mieć córeczkę. Będzie małą księżniczką. Musze o nią dbać. Czuje jakąś nową energię.  Dla niej dam radę.

11 komentarzy:

  1. Świetny <3 Louis musi do niej wrócić :) Będą mieli córeczkę awww ♥ Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezu :)
    Coreczka :)
    Super :)
    Ale dlaczego Lou od niej odszedl i teraz nawet nie chce z nia stanac twarza w twarz :/
    Kurcze :/
    Ale mam nadzieje ze bedzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo będzie córcia *.*
    Oni się muszą spotkać...
    On bez niej nie przeżyje a ona bez niego ;/
    Ściskam
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejj! Super imagin, tylko, jesli nie da sobie rady z dzieckiem, może go odda... no nic, mam nadzieję, że Lou będzie z nią i będą Ją wychowywac :)
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne <3 oby do siebie wrocili :c szybko next :) x

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy to błąd, że ten rozdział jest 4, a nie ma 3? Czy tylko u mnie tak jest? Czy to tylko pomyłka w nazwie? Bo nic tutaj prawie nie ma o tym, jak Amelia się poczuła od razu po tym, gdy Louis ją zostawił i nagle jest w ciąży. Taka dziura w opowiadaniu troszkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę Świetny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń