czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 1

Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu
Ostrożnie stawiam filiżankę na drewnianym stoliku przy którym siedzi młoda para. Uśmiecham się i wracam za ladę. Zerkam na drzwi wejściowe kawiarni. Nikt nie wchodzi. O tej porze ludzie przychodzą nieregularnie. Przeważnie są od ósmej do jedenastej. Później różnie. Miejsce, w którym pracuję znajduje się przy ruchliwej ulicy Sorento 12. Najwięcej tutaj artystów. Często przychodzą i siadają pod oknem, pisząc nowe teksty lub komponując melodie. Za to głównie Lubie tą pracę. Mam przez to styczność z wieloma ciekawymi charakterami.
Rzadko kiedy ktoś tu jest nie mili. Ludzie są życzliwi. Rozmawiają, uśmiechają się Paryż to miasto miłości. Podobno. Jednakże ja jeszcze jej nie spotkałam. Jedynie widziałam zakochane w sobie osoby, które wydawały się nie widzieć świata poza sobą. To mnie cieszy. Widzieć, kiedy ludzie są zdolni oddać za siebie życie. Moja praca pozwala mi obserwować innych. Ich zachowania, zajęcia. Lubię to robić. Wiele rzeczy zostają w pamięci. Stoję za ladą i szykuje zamówione przed chwilą kawy.
Przez kilka miesięcy nauczyłam się samodzielności. Musiałam stanąć na nogi. W końcu byłam dorosła i trzeba było to udowodnić. Znalazłam małe mieszkanie. Loft w starej kamienicy. Malutkie mieszkanie, które wynajmuję starcza mi całkowicie. Nie mam wiele rzeczy. Szafa nie jest pełna. Więcej miejsca zajmują książki i notatki z uczelni. No tak. Studiuję filologię angielską.
Rodzice również mi pomagają. Co miesiąc dostaje od nich trochę pieniędzy co nie ukrywam bardzo ułatwia mi codzienne funkcjonowanie.
Mam małą wypłatę. To znaczy...Nie braknie mi, ale nie będę się sprzeczala kiedy mogę dostać więcej. A moi rodzice są dobrze usytuowani. Nie narzekają. Kręcę głową i wracam myślami do pracy. Stawiam na tacy dwie filiżanki czarnej kawy oraz ciasteczka.
Poprawiam wysoko zawiązanego kucyka i idę z zamówieniem między stoliki.
- Dziękujemy - odpowiada starsza kobieta. Uśmiecham się i wracam. Lokal urządzony jest staromodnie. Z klimatem.
Ściany pokrywa bordowa tapeta z wzorkiem, a podłoga to czerwony dywan na dębowych panelach. Meble również są z ciemnego drewna. Moim zdaniem jest tu przytulnie.
Zajmuję się czyszczeniem stolików. Kończę zmianę za dwie godziny. Nie spieszy mi się do domu. Sesja jeszcze daleko, a ja zbytnio nie mam do czego wracać. Mam siedzieć sama w mieszkaniu? Nie chcę. Najwyżej trochę pospaceruję. Pozwiedzam to piękne miasto, w którym niedługo mieszkam.
O dwudziestej idę na zaplecze i przebieram się z stroju roboczego. Składam czarną sukienkę z kołnierzykiem i biały fartuszek. Odkładam to na swoją półkę. W swoich ubraniach, czyli jeansach i flanelowej koszuli, wychodzę z pomieszczenia obierając zimową kurtkę. Mijając starą fontannę zakładam szalik. Chowam ręce do kieszeni i idę przez słabo oświetlony park.
Znam drogę na pamięć. Uczelnia na którą uczęszczam, nie jest daleko. Mój dom również. Kupuję po drodze jakieś już nie za świeże drożdżówki i jem jedną z nich. Jestem głodna. Mam w pracy przerwę obiadową, ale rzadko z niej korzystam. Nie chcę marnować czasu. Wolę wykazać chęci i nie zostać zwolniona. Dla szefa jestem idealna. Nie palę, nie mam dzieci, męża. Nie jestem ograniczona. Na razie. Idę trochę szybciej. Wystraszona zatrzymuję się, gdy chłopak idący z naprzeciwka upada niedaleko.
Szybko do niego podchodzę i kucam.
- Proszę pana? - nie wygląda dobrze.
Skulony w za dużej bluzie leży i trzęsie się z zimna. Widzę na jego policzku zadrapania, a pod okiem siniaka. Knykcie są pościerane.
- Słyszy mnie pan? Proszę powiedzieć co się dzieje.. - niepewnie dotykam jego ramienia.
- Słyszę - odpowiada mi cichy i zduszony głos.
- Zadzwonić po pogotowie? - marszczę brwi i ściągam z szyi szalik, a następnie owijam go wokół karku bruneta.
Kręci głową i mocno zamyka oczy. Widać, że wszystko go boli. Przy najmniejszym ruchu.
- Co się stało?
- Po prostu...Nie mam siły. Dziękuję proszę pani.
- Więc jak mogę pomóc? Nie zostawię tak pana. Jest zimno i ciemno.
- Mogę wody? - pyta po chwili. Próbuje się podnieść.
- Tak...ymm.. mieszkam niedaleko. Nie ma pan nic przeciwko żebym tam pana zabrała.
- Nie chcę przeszkadzać. Nie powinienem - odpowiada skołowany.
- Więc Odprowadzę pana do domu.
- Nie ma..nie mieszkam w tej okolicy. Nie wiem, gdzie jestem - spuszcza głowę i pociera ręką kark.
- Więc nie ma pan wyjścia - Pomagam mu wstać i powoli prowadzę do siebie.
Opiera się na mnie, ale nie jest ciężki. Jestem zaskoczona. On w ogóle jada?
W mieszkaniu sadzam go na łóżku. Nie wiem dlaczego mu pomagam. Miałabym nie czyste sumienie. Widzę, że nic mi nie zrobi. Nawet nie ma jak. Jest pobity. W świetle widzę bruneta, wychudzonego i zmęczonego.
Nie musi mówić. Nie trudno zgadnąć że po prostu nic nie ma. Nie wiem dlaczego, ale intuicja mówi mi że los niesłusznie go skrzywdził. Szkoda mi takich ludzi. Jedni mogą mieć dobrze, zapewnianą przyszłości, a drudzy mogą mieć nic.   
Jak ten chłopak. Zostawiam go na moment i idę po apteczkę. Stawiam wodę na herbatę i wracam do sypialni. Podaje brunetowi dwie pozostałe drożdżówki i siadam na krześle przy biurku.
Chłopak odgarnia grzywkę z czoła i patrzy na mnie niebieskimi, wdzięcznymi oczami.
- Dziękuję.
- Jestem Amelia. - posyłam mu delikatny uśmiech.
- Piękne imię - mówi i je. Po chwili znów się odzywa. - Jak i piękna dziewczyna. Ale nie jesteś z Francji.
- Nie. Studiuje tu. Może weźmiesz prysznic? Mam tu kilka ciuchów brata. Powinny pasować.
- Jeśli to nie problem - odstawia pusty kubek na szafkę obok wąskiego łóżka. - Jestem Louis.
- proszę - podaje mu ciuchy.
- A gdzie masz łazienkę? - patrzy na mnie niepewnie.
- Pierwsze drzwi na lewo. - znika za ścianą,a ja czekam z apteczką.
Rozglądam się po niedużym pokoju. Nie ma bałaganu. Jest względnie czysto. Stare łóżko stoi przy szafie pod antresolom. Laptop wraz z książkami spoczywa na ławie. W małej kuchni, którą nawet stad widzę, stoi stół przy którym jadam. Nie jest za duży. Na antresoli znajduje się wersalka. Nie wiem jak ją ktoś tam wniósł. Po prostu była. Mój brat tam śpi, gdy przyjeżdża. A rzadko to robi. Mieszka w Nowym Yorku.
Nowo poznany chłopak zjadł i wypił prawie litr herbaty, a to najważniejsze. Pozwolę mu zostać. Jest zimno, a u mnie jest na tyle miejsca.
Nie chcę go wypuszczać na dwór, gdzie znów go ktoś napadnie. Ja nie mam nic drogocennego. Poza tym ludziom trzeba ufać.
Wraca do sypialni w czystych ciuchach i z mokrymi włosami.
- Twój brat musi być umięśniony - mówi. Nie widać już krwi na twarzy. Jedynie rozciętą wargę i te siniaki.
- Jest bokserem - wyjaśniam pokazując żeby usiadł na brzegu łóżka.
- To wszystko tłumaczy - Louis ostrożnie odkłada swoje rzeczy na krzesło i podchodzi bliżej. - Dlaczego mi pomagasz, Amelio? - pyta cicho i spokojnie. Chyba jest tym zażenowany. Jak większość facetów myśli, że to on musi bronić kobiet.
- Bo wydajesz się miły, przyjazny. Bo lubię z kimś porozmawiać,  bo zostałeś pobity i zdecydowanie nie zasługujesz na to co cię spotkało. No i kuchenka mi się zepsuła - kończę ze śmiechem.
Nie czekając na jego odpowiedź zajmuje się ranami bruneta. Najpierw twarz, a potem ręce i tors. Jest chudy ale umięśniony. Po na prawdę długich sporach przekonuje go żeby położył się w moim łóżku i odpoczął. Tam zasypia.
Czy to co robię jest normalne i odpowiedzialne? Zdecydowanie nie, ale coś w jego oczach nie pozwala mi zrobić nic innego. Wkładam słuchawki do uszu i zasypiam zawinięta w kłębek na fotelu.
Budzę się w ciepłym łóżku okryta kołdrą i kocem. Otwieram oczy i przez okno widzę jak śnieg tańczy na wietrze. Mróz rysuje wzory na szybach. Delikatnie się przeciągam. Gdzie jest Louis? Słyszę brzdęk i siadam. Chłopak siedzi na płytkach w kuchni i rzeczywiście wziął się za naprawę.
- Cześć.. - uśmiecham się sama nie wiem czego i siadam na blacie trochę na lewo od mężczyzny.
- Cześć - odpowiada Louis i podnosi się. - Chyba naprawiona.
- Dziękuję. Na prawdę. Pasuje Ci jajecznica? - podchodzę do lodówki.
- Kolacja ze śniadaniem? - słyszę jak się śmieje. - Nie pogardzę. Masz leki przeciwbólowe, Amelio?
- Powinny być w szafce na górze. Sprawdź - biorę się za robienie śniadania. Dobrze że dzisiaj sobota.
O czternastej mam zajęcia na uczelni. Może sobie trochę powtórzę.
- Smacznego - siadamy do stołu i jemy. - Będę musiała później wyjść, ale czuj się jak u siebie.
- Chyba powinienem już iść. To jest nadwyrężanie gościnności.
- Dam ci znać jeżeli tak będzie.
Kiwa głową i uśmiecha się. Odwzajemniam to. Wygląda trochę lepiej. Jest wypoczęty i nie taki blady.
Pilnuję go cały czas, żeby dużo pił. To bardzo ważne i musi o tym pamiętać. Wychodzę na zajęcia zostawiając Louisa z gotowym do zjedzenia obiadem. Idę pośpiesznie na uczelnie. Śnieg pada, zasypując chodniki. Auta jeżdżą wolniej przez chłodną nawierzchnię.
Nie dość że jest zimno to jak będę wracać do domu to będzie już ciemno pokojowe wczesnej pory. Nie lubię tego. Bardzo tego nie lubię. Czasami boję się wracać. Nie wiadomo kto może stać za rogiem.  Przede mną pięć godzin zajęć. Mam nadzieje że nie będzie się dłużyło. Może po drodze powinnam zrobić jakieś zakupy. Nie mam za dużo w lodówce. Hm, coś wymyślę. Przyśpieszam i wchodzę do ogromnego budynku. Rozbieram się z kurtki i szalika, idąc w stronę szatni. Trącam innych studentów, którzy i tak nie zwracają na mnie uwagi.
Zostawiam rzeczy i kieruję się do auli, gdzie mam pierwszy wykład. Siadam z tyłu obok Jessici. Koleżanka z roku, z którą złapałam dobry kontakt. Może nie przyjaźnimy się, ale dobrze jest czasem z kimś wyjść. Przez jej opowieści czas mi szybko mija. Nawet idąc już do wyjścia, blondynka wesoło opowiadania o kolejnym chłopaku który jej się podoba. Jest ich pełno. Sama pewnie nie pamięta imion.
 Żegnam się z nią i wychodzę. Jak zawsze zakładam szalik w biegu. Nigdy nie robię tego w środku. Mam wrażenie, że się uduszę. Dziwne ale tak mam. Pocieram dłonie o siebie i chucham na nie ciepłym oddechem. Jest mi tak strasznie zimno. Jedyne o czym marzę to to, aby znaleźć się już w domu. Moje policzki są czerwone od mrozu. Nos zapewne też.  Wstępuję do małego sklepiku i kupuje dosyć sporo rzeczy. Z statkami do domu mam już niedaleko.
Szybkim krokiem pokonuję schody na samą górę kamienicy. Stawiam reklamówki przy nogach i szukam kluczy. Od razu otwieram drzwi. W progu potykam się, ale jestem uratowana przez Louisa.
- Dziękuję - oddycham z ulgą. Bliskie spotkanie z podłogą nie należy do listy rzeczy które koniecznie chce zrobić przed 30.

Mam kruche kości. Zapewne skończyłoby się to urazem. Louis się do mnie uśmiecha i zabiera zakupy. Rozpinam kurtkę i odwieszam ją na wieszak.

10 komentarzy:

  1. Świetny!
    Super!
    I czytać będę!
    Wspaniały prezent świąteczny, tylko szkoda, że ja nie mogę Ci nic dać w podziękowaniu za to :/
    Przepraszam, że z anonima ale jestem na komórce. Następnym razem napisza z konta ;)
    ♥ Pink Sky ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity !



    PS.: Chyba pierwsza ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow naprawde przeszlas sama siebie.... kiedy kolejny ? Love it ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie się zapowiada ! <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy początek:) juz nie moge doczekać się kolejnych rozdziłów

    OdpowiedzUsuń
  6. Super , zapowiada się ciekawie i na 100% będę czytac :D
    Louis wydaje się mily,ale chyba skrywa jakas tajemnice (moje pierwsze wrazenie xd )

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapowiada się super czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  8. Taki lekki i delikatny ten rozdział ^^
    I like it :*
    Ile będzie rozdziałów? ;)
    Ściskam i życzę weny
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudny ♥ Już kocham ♥

    OdpowiedzUsuń