niedziela, 26 października 2014

Rozdział 3

~Amelia~
Budzę się wypoczęta i zadowolona. Zaczyna do mnie docierać co się wczoraj stało. Uśmiecham się pod nosem....nie żałuję. Niema go w łóżku. Pewnie znowu robi śniadanie. Sięgam po szlafrok i go ubieram po czym idę szukać chłopaka. Jest śniadanie. Stoi na stole wraz zaparzoną kawą. Biorę kubek do rąk i rozglądam się.
- Louis? - siadam przy stole i biorę jedną z kanapek.
Nie słyszę odpowiedzi. Może wyszedł do sklepu. Opieram głowę na ręce i jem przygotowane śniadanie. Wiem że brunet potrzebuje tylko trochę ciepła i wsparcia żeby odbić się od dna. Ja chcę mu w tym pomóc. Ostatni tydzień uważam za naprawdę udany, a ostatnią noc za najlepszą w życiu. Nie będę jej żałować. Było mi tak dobrze. Mam nadzieję, że jemu też. Louis pewnie już jadł. Sprzątam więc po sobie i idę się ubrać. Wyjmuję z szafy rajstopy i sukienkę oraz świeżą bieliznę. Mam bardzo dobry humor. I to za jego sprawą. Biorę wszystko do łazienki. Wracam się jeszcze po czysty ręcznik i zauważam kartkę na szafce obok łóżka. Biorę ją do ręki i czytam. Siadam na łóżku, widząc pismo chłopaka i to co chciał mi przekazać. Odszedł. Czuję się źle. Nie wiem co dotknęło mnie bardziej. To że po nocy ze mną zniknął czy to że nie wiem co się z nim dzieje.
Zamykam oczy. Jemu było źle? Dlaczego mnie zostawił? Chciałam mu pomóc. Cały dzień przesiaduje w domu. Nic mi się nie chce. Straciłam kompletnie humor.
Nie mam na nic ochoty. Od śniadania nic nie jadłam. Zerkam na telefon. Raz byliśmy na spacerze. Zrobiliśmy sobie zdjęcie pod wieżą Eiffla. To był fajny dzień. Prawie cały dzień byliśmy Poza domem. Było zimno, ale nie przejmowaliśmy się. Udaliśmy się na ciepłą czekoladę, a potem na jeszcze dłuższy spacer. Przecieram twarz i jeszcze raz czytam te kilka słów z kartki. Każe mi się nie poddawać. Więc czemu on tak szybko zrezygnował...
~*~
Słabo się czuję. Od rana mnie mdli. Mam zawroty głowy i można powiedzieć, że ledwo stoję na nogach. Pewnie przeziębienie. Ale nie mam wyjścia. Teraz muszę pracować. Rozbiłam już dzisiaj trzy filiżanki i Ruby powiedziała że lepiej będzie jak zajmę się robieniem kawy. Wolałam jej posłuchać. Nie chciałam źle wypaść w oczach szefa. Naprawdę to jest zły dzień. Odkładam szybko kawę i biegnę do ubikacji. Jest mi niedobrze, gdy czuję zapach kofeiny. Nie wiem dlaczego. Powinnam być przyzwyczajona. Znowu wymiotuje. Łzy napływają mi do oczu przez okropne uczucie w gardle. Nie mam siły. Moje ciało jest wiotkie. Zwymiotowałam już śniadanie i wczorajszą kolację. Nic więcej nie mam. Przepłukuję usta i wracam do pracy. Próbuję zapamiętywać zamówienia składane przez klientów. Jednak nie jestem w stanie. Podchodzę do lady i nogi się pode mną uginają. Ostatnie co pamiętam to krzyk Ruby. Gdy podnoszę powieki uderza we mnie ostre światło. Szybko zamykam je z powrotem. Zemdlałam? Zapach i odgłosy wokół wskazują na to że znajduje się w szpitalu. Szumi mi w głowie. Nie umiem unieść ręki. Jestem taka zmęczona. Wycieńczona. I znów robi mi się nie dobrze. Nie wiem czy to na ten sterylny zapach czy po prostu coś innego. Najbardziej to chciałabym znowu odpłynąć i po obudzeniu czuć się dobrze. Powoli podnoszę powieki. Tak, jestem w szpitalu. Białe ściany i niewygodne łóżko. Zauważam kroplówkę podłączoną do mojej ręki. Na sali leżę sama. Podpieram się i próbuje usiąść. Udaje mi się po paru próbach.
Czuję się słaba. Co się ze mną dzieje? Chcę przywołać pielęgniarkę, ale drzwi otwierają się w tym momencie i do środka wchodzi młody mężczyzna. Wysoki blondyn z ufnym spojrzeniem.
- Dzień dobry panno Grey. Jestem doktor Campbell. Będę prowadził pani ciążę.
- Ciążę? Ja jestem w ciąży? - kompletne zaskoczenie. Nie mogę! To nie może być prawda. Jakaś pomyłka.
Patrzę na lekarza i nie wierzę w to co powiedział. Będę mieć dziecko? Ale jak to...
- Tak, proszę pani. Domyślam się, że pani nie wiedziała.
- Nie miałam pojęcia.. - szepczę.
- Mamy szósty tydzień. Ma pani przypadłość, która spotyka wiele kobiet w ciąży. Ciężko będzie pani to znosić. Wymioty, zawroty głowy. Osłabienie. Musi pani odpoczywać.
- Pracuje... i jeszcze studia - zaczynam panikować.
- No cóż, z czegoś trzeba będzie zrezygnować - kiwa głową. - Wypiszę panią jutro - dodaje i wychodzi.
O Boże. Noszę dziecko w sobie. Dziecko Louisa. Jak mogliśmy zapomnieć? Teraz zostałam bez niego w ciąży. Jak ja sobie poradzę? Sama. Praca? W takim stanie odpada. Nie dam rady. Więc jak w takim razie mam sobie poradzić? Utrzymać mieszkanie, siebie? Stolica miłości, a dla mnie problemów. Muszę powiedzieć rodzicom. Może oni mnie wspomogą.
Rzeczywiście tak jak powiedział lekarz wychodzę do domu następnego dnia. W pracy wzięłam wolne. Zresztą i tak by mnie odesłali. Szef się przestraszył. Pytał, czy wszystko w porządku. Powiedziałam, że tak. Miałam inne wyjście? Spróbuję pracować. Nie mogę stracić tej pracy. Muszę mieć na życie. Zrezygnuję ze studiów. Siedzę na kanapie i patrze się w jeden punkt na ścianie. Czekam aż mama zadzwoni. Zawsze robi to w czwartki wieczorem. Wszystko jej powiem. Rodzice są od tego, aby wspierać. Ona to zrobi, Pomoże mi. Kładę rękę na brzuchu. Dziecko. To taka poważna sprawa. Boję się cholernie. Nie jestem dojrzała. Mam być odpowiedzialna za drugą osobę. Nawet przez tę ciążę, nie żałuję...Ciekawe co by powiedział gdyby się dowiedział o dziecku. Nie dowiem się tego. Zapewne nigdy. Nie wiem też co z nim jest. Żyje? Poradził sobie? Nie miał nawet stałego miejsca zamieszkania. A może znów go ktoś pobił? Nagle czuję się jeszcze gorzej. Dlaczego do cholery ze mną nie został? Byłoby dobrze.. Zaciskam oczy. Kolejne łzy płyną po moim policzku. Potem to już histeria. Chodzę po mieszkaniu. Zrzucam wszystko po kolei.
Jestem bezsilna.

3 komentarze:

  1. O rany będzie bobo ^^
    Amelia da sobie radę wierze w to...
    Pewnie będzie tak że ona z widocznym już brzuszkiem będzie spacerować i bum! spotka Lou i będzie meega ciekawie ^.^

    Ściskam
    You Belong With Me

    Ps Happy New Year ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu rozdział trzeci jest na dole? xD

    OdpowiedzUsuń